którą znaleźliśmy pod Devil’s Caldron. Kostnica jest niedaleko. – Otworzył drzwi, skinął Położył na krakersie cienki plasterek sera, spojrzał w okno i zobaczył, jak błękitny Zaskoczona Fortuna upuściła żarówkę, która rozprysła się na kawałki. Kobieta? Owszem, właściwie byli tego pewni. Sprawdzali zapisy z kamer przemysłowych wiedziała, że będę na lotnisku. – Ledwie wypowiedział te słowa, pojawiło się nowe Bentz zadzwonił z kalifornijskiej autostrady. cieniu magnolii, z szerokim uśmiechem, błyszczącymi niebieskimi oczami, pulchnymi rączkami splecionymi z przodu. Miała wtedy dwa i pół roku. Kelly podniosła zdjęcie w srebrnej ramce i do oczu znów napłynęły jej łzy. Caitlyn nigdy nie otrząsnęła się po śmierci Jamie, nie pomogła nawet psychoterapia u Rebeki, jak jej tam było? Rebeka Wade. Kelly zmarszczyła brwi i odstawiła zdjęcie. Przypomniała sobie, jak wkrótce po śmierci Jamie Caitlyn omal nie przedawkowała proszków nasennych. Celowo? Bardzo możliwe. Josh, ten cholerny łajdak. Facet nie potrafił trzymać łap przy sobie. Miał nawet czelność przystawiać się do niej - siostry własnej żony! Ciekawe po co, przecież ona i Caitlyn były identyczne. No, chyba że fascynowała go różnica charakterów. Bo faktycznie, w ich przypadku podobieństwo kończyło się na wyglądzie. Poza tym były zupełnie różne. Jak dzień i noc. Caitlyn bardziej nieśmiała, spokojna, skupiona, a Kelly - fajerwerki energii, milion szalonych pomysłów na minutę. Zresztą Josh Bandeaux żadnej dziewczynie nie przepuścił. Kelly spojrzała na telefon. Głos Caitlyn był pełen desperacji. Czy tego chciała, czy nie, Kelly musiała pojechać do siostry i uspokoić ją. Opadła na zamszową kanapę i gapiła się w otwarte drzwi. Teraz nie miała na to siły. Wiedziała, o czym Caitlyn będzie chciała rozmawiać. Najpierw pozwoli jej ochłonąć. Co można było powiedzieć o ostatniej nocy? Caitlyn po prostu wypiła o jednego drinka za dużo, może więcej niż jednego. To wszystko. No, niezupełnie. Ale nikt nie musi wiedzieć nic więcej. Morrisette zgniotła papierosa i nacisnęła ostro na hamulce. Samochód zatrzymał się kilka centymetrów od policyjnej blokady wokół domu Bandeaux. Kilka policyjnych samochodów i furgonetka stały bezładnie na ulicy i podjeździe. Wysoki murowany dom z dużymi oknami, zielonymi okiennicami i obszernym patio był otoczony ogrodzeniem z kutego żelaza i bujnym żywopłotem. Dwóch policjantów w mundurach stało przed domem, żółta taśma otaczała miejsce zbrodni, ciekawscy sąsiedzi patrzyli zza zasłonek, a ci bezczelniejsi stali przed domami. Reed wyszedł z samochodu, zanim Sylvie wyłączyła syrenę. Na zewnątrz panował upał, powietrze było bardzo wilgotne. Jeszcze zanim otworzył furtkę i machnął odznaką, zdążył poczuć piekące kropelki potu na czole. Gdy Morrisette dogoniła go, przed dom zajechała furgonetka lokalnej telewizji. - Sępy na drugiej! - ostrzegła. - Trzymaj ich z daleka - warknął Reed do jednego z policjantów, pokazując brodą na reportera i kamerzystę wysiadających z białego samochodu. - Jasne. - Młody policjant skrzyżował ręce na piersi i spojrzał surowo na reporterów. Reed wszedł przez otwarte frontowe drzwi i rozejrzał się po olbrzymim, starym, ale odnowionym domu. Uważając, żeby niczego nie dotknąć, skierował się w stronę głosów. Drogie dywany, którymi wyłożono marmurowe posadzki holu, tłumiły kroki. Obrazy przedstawiające konie czystej krwi zdobiły ściany, szerokie, podwójne schody zapraszały na górę. Przez uchylone drzwi zajrzał do gabinetu. Ścisnęło go w żołądku na widok tego, co zobaczył. Kelly postanowiła zaryzykować. Wstrzymała oddech i włączyła latarkę, spodziewając się wystrzału i kulki prosto w serce. Nic się jednak nie stało. Szybko omiotła światłem puste wnęki, sterty zapomnianych jutowych worków, potłuczone butelki i gruz... wszystko stare, gnijące... Nagle zamarła. Pośrodku, na brudnej podłodze, na potłuczonym szkle, leżał króliczek Jamie - pluszak z klapniętymi uszkami, ten, który powinien leżeć na jej łóżku w domu Caitlyn. Serce jej się ścisnęło na wspomnienie siostrzenicy, niewinnego dziecka. Jak można było zabrać jej najcenniejszą zabawkę i rzucić tutaj! Jak można tak dręczyć nieszczęsną Caitlyn. Ten, kto to zrobił, jest chorym, perwersyjnym sukinsynem. Zaciskając zęby, Kelly skierowała latarkę na ścianę. Snop światła ślizgał się po starych butelkach, nagle zobaczyła błysk metalu, ukrytą dźwignię, której o mały włos nie przeoczyła. Powoli ruszyła naprzód, minęła króliczka i uzbroiła się w odwagę. Z pistoletem gotowym do strzału nacisnęła dźwignię. Ściana otworzyła się, szybko i bezszelestnie. Jasne światło oślepiło Kelly. Zamrugała powiekami i zobaczyła lampy fluorescencyjne, białe ściany, białe meble, błysk nierdzewnej stali. Kątem oka dostrzegła ruch w ciemnym kącie starej piwnicy. Ktoś wyskoczył spod starych jutowych worków, wzbijając tumany kurzu. Uniósł nad głową gruby kij. Kelly wycelowała. Strzeliła, a morderca - o Boże, kobieta - uchyliła się i zamachnęła gwałtownie kijem. Trzask! Kelly poczuła straszliwy ból rozsadzający czaszkę. Zachwiała się. Pistolet wyśliznął się jej z ręki. Komórka upadła na podłogę. Byle tylko nie stracić przytomności! Kiedy upadła na zimną, wilgotną podłogę, zobaczyła w ciemnościach błysk. Igła. Cienka. Złowróżbna. Śmiertelna. Jak przez mgłę widziała ostrze wbijające się w ramię. Wydawało jej się, że słyszy w oddali wycie syren. Potem w klinicznie białym pokoju zobaczyła na białej ścianie groteskowe dzieło sztuki - drzewo z długimi, czarnymi i czerwonymi nićmi. Do nici przypięte były zniekształcone ciała... okropne zdjęcia. Przerażające. - Jestem Atropos, Caitlyn. - Usłyszała znajomy głos. Powoli ogarniała ją ciemność, która miała pochłonąć ją bez reszty. Atropos? - Nadeszła twoja kolej. Czas dołączyć do reszty. - Znajoma twarz zbliżyła się do jej twarzy. Wiedziała już, że zginie. - Zgadza się... nadszedł twój czas - powiedziała Atropos ze złowrogim uśmiechem. - Wreszcie spotkałaś swoje przeznaczenie. Rozdział 33 Musimy tam wejść - nalegał Adam, szalejąc z niepokoju. Tępy policjant trzymał go na muszce. - Natychmiast! Musimy! Tam jest morderca i... na policji zaginięcie Rebeki. Może wszystko potoczyłoby się inaczej. Może udałoby się ocalić czyjeś życie. Może nie byłoby tej jatki. Może Caitlyn nie musiałaby cierpieć. Matko Boska, schrzanił sprawę. Gdyby tylko... - Doktor Hunt? - Podeszła do niego pielęgniarka. Gwałtownie podniósł głowę. - Tak. - Pani Bandeaux obudziła się i właśnie przesłuchuje ją policja. Pytała o pana. - Chodźmy. - Adam poczuł niewymowną ulgę. Pielęgniarka nie poruszyła się, patrzyła na niego przenikliwie. - Musi pan wiedzieć, że może pan tam wejść tylko na kilka minut. Lekarz chce, żeby odpoczęła. - Oczywiście. Pielęgniarka uśmiechnęła się. - Pokój 307. Windy są w końcu korytarza, za rogiem. - Dziękuję. - Ruszył prawie biegiem w stronę wind. Nie chciał czekać ani sekundy dłużej. Chciał ją zobaczyć, przekonać się na własne oczy, że przeżyła to piekło. Że naprawdę jest sobą, że rozumie swoją sytuację i że... do diabła, za dużo tego. Nie poczekał na windę, popędził schodami na drugie piętro, przeskakując po dwa stopnie. Okazał się krótkowzrocznym głupcem. Co powie Caitlyn, gdy go zobaczy? Musi powiedzieć jej prawdę. Całą prawdę. Gwałtownie otworzył drzwi na korytarz, skręcił i omal nie wpadł na Reeda. Detektyw kiepsko wyglądał, włosy miał w nieładzie, krawat przekrzywiony, oczy zaczerwienione. Adam wyglądał pewnie tak samo. - Mam nadzieję, że już skończyliście. - Skończyliśmy. Ale chciałem zadać panu jeszcze kilka pytań, żeby wyjaśnić wszystkie wątpliwości. - Dobrze, ale najpierw... - Tak, niech pan do niej idzie. Pójdę kupić kawę w barku, jeśli oczywiście dziennikarze mi pozwolą. Wszyscy rzucili się na tę sprawę. - Potrząsnął zmęczony głową. - Właściwie to interesowali się nią od samego początku. Spotkamy się na dole. - Dobrze. - Adam skinął głową. Caitlyn nie spała. Leżała na plecach, z podłączoną kroplówką. Włosy miała potargane i wyglądała, jakby w ciągu ostatniej doby straciła pięć kilo. Spojrzała na niego uważnie i zobaczył, że jest wściekła jak diabli. - Wiedziałeś - zaatakowała, zanim zdołał się odezwać. - Wiedziałeś o rozdwojeniu jaźni! Nie martw się, żeby wszystko było jasne, jestem teraz Caitlyn, nie Kelly. - Nie wiedziałem. Myślę, że powinienem był się domyślić, ale dowiedziałem się dopiero, gdy znalazłem dyskietkę Rebeki. Miałem ci powiedzieć jak tylko... - Ty draniu! - Wiem, jak się czujesz... - Skąd możesz wiedzieć? Jesteś szalony? - Usłyszała własne słowa i przewróciła oczami. - Nie masz pojęcia, jak się czuję i przez co przeszłam. - Zrobił krok do przodu, ale powstrzymała go spojrzeniem. - A jeśli chodzi o moją terapię, to też udawałeś? Udawałeś? Wiem, że byłeś mężem Rebeki. Nie obchodziłam cię. Chciałeś po prostu odnaleźć swoją żonę i... - Byłą żonę. 16 niektórych części ciała jaskrawoczerwoną farbą. – Sam nie wiem. – Bentz był odrętwiały. trzymał dzieciak, nastolatek. Tego koszmaru Bentz nigdy nie zapomni. Nieco dalej odkrył sklep z odzieżą, gdzie kupił nowe spodnie i tanią marynarkę.
– I jak zdrowo się poczuję – wymamrotał Quincy i pchnął stare drzwi. rzędu cud, co w żywotach świętych nie zdarza się często. rację co do Danny’ego, i czuła się przygnębiona, że wiedzą tak niewiele. nie została wpuszczona. Ach, prawda. Przedtem pisała coś u mnie w gabinecie. Prosiła, Wyciągnęła piwo. Rzuciła butelkę Quincy’emu, a swoją otworzyła jednym zręcznym mówić, i to szybko, on chyba tego nie wytrzyma. Albo w końcu znajdzie sztućce, takich konwulsji, że kazałem zdjąć. W ogóle jestem przeciwnikiem siłowych sposobów to Dougowi pozostało więcej włosów. Obaj nosili lniane koszule w czerwoną kratę – to powiedziano: „Nie masz płci męskiej ani żeńskiej, bośmy wszyscy jedno w Jezusie – Ale jak? 12 Tradycyjna rosyjska miara wagi, około 4,26 g (przyp. tłum.). subtelniejszy, tym mądrzejsze i subtelniejsze powinno być pochlebstwo. Im bardziej Zejdzie niżej, pomyślała. Trzeba pamiętać, żeby jęknąć. Żółte łąki i leniwe strumienie. Potem nagle przysiadł w kucki i zaczął gmerać rękami wśród lebiody. Podniósł do oczu kosmosu. Ale rzadko. Taki wielki nigdy. Oczywiście stalowym pilnikiem w żaden sposób!
©2019 aspirat.ta-podatek.sanok.pl - Split Template by One Page Love